… o pomysłodawcy, twórcy i wieloletnim dyrektorze Świętokrzyskiego Festiwalu Kolęd i Pastorałek w Kielcach – KS. PIOTR KLIMCZYK- kapłan, pedagog, muzyk, pasjonat, przyjaciel…
Inicjatorem wydarzenia i pierwszym dyrektorem festiwalu był prefekt Zespołu Szkół Katolickich ks. Piotr Klimczyk. Jako człowiek oddany muzyce postanowił podjąć się tego zadania. Pierwsze festiwale nosiły nazwę kieleckich diecezjalnych, dopiero z czasem, gdy wydarzenie zyskało rozgłos i swoim zasięgiem wykraczało daleko poza ramy naszego miasta i naszej diecezji nazwa została zmieniona na Świętokrzyski Festiwal Kolęd i Pastorałek, stając się tym samym rejonem eliminacyjnym do Międzynarodowego Festiwalu Kolęd i Pastorałek w Będzinie. Oprócz ks. Piotra na uznanie zasługuje praca wielu wolontariuszy, uczniów Szkoły Katolickiej, jak również członków szanownego jury m.in. Stanisława Jurkowskiego, Adama Kluszczyńskiego, Pawła Czekaja. To dzięki ich determinacji festiwal trwał.
– Trudnym momentem dla nas wszystkich była niespodziewana śmierć ks. Piotra 26 października 2014 r. Wiele z jego dzieł, a wtedy wszyscy zobaczyliśmy, jak dużo ich było, stanęło pod znakiem zapytania, również i festiwal. Pamięć o ks. Piotrze, determinacja wielu osób spowodowały jednak, że dzieła te nie upadły – mówi ks. Andrzej Waligórski.
Był jak góry, które kochał
Starsza siostra Księdza, Ula, o bracie: – Piotrek od małego muzykował. Jak miał pięć lat, pogrywał już na pierwszym akordeonie. Potem dzięki nauczycielowi muzyki, który uczył go gry na gitarze i pianinie, śpiewał w zespole. Poszedł do szkoły muzycznej. Założył kapelę „Chorus”. W młodości był organistą i ministrantem, w kościele bywał bardzo często, ale powołanie? Sądzę, że ta myśl powstała u niego po maturze, ale nie dzielił się z nikim, co zamierza, jakby chcąc wszystko sobie poukładać. Pod koniec sierpnia powiedział, że idzie do seminarium. Dla nas na początku był to szok. On, taki towarzyski, grywał po weselach, chce zostać księdzem? Po święceniach poszedł do parafii Zagnańsk, do tej pory ludzie wspominają jego charyzmę. Potem trafił do parafii św. Józefa Robotnika. Wiedzieliśmy, że miał dużo obowiązków: Szkoła Katolicka św. Stanisława Kostki, zespół i inne. Pamiętam, że właśnie wrócił z pielgrzymki rowerowej. Nie bardzo miał gdzie spać, bo właśnie w jego mieszkaniu trwał remont. Zaproponowałam mu, aby przeniósł się do nas. Ale odmówił. – Mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, trzeba filmik z pielgrzymki zrobić. Mnie jest tutaj wygodnie – wymawiał się. I przez miesiąc spał na karimacie, zanim przywieźli mu kanapę. Cały on, nie zwracał uwagi na żadne wygody.
Bardzo mi go brakuje. Wpadał do nas, do Mieczyna, regularnie, chociaż na chwilę, w biegu, ale zawsze to była taka radość. – Wujek Piotrek przyjechał – krzyczały moje dzieci. Siadaliśmy przy stole, ciasto, herbata. Dzielił się z nami swoją pracą, cieszył się z każdego sukcesu zespołu, opowiadał o planach. Nam towarzyszył w różnych uroczystościach, na ile pozwalały obowiązki. Łapaliśmy każdą chwilę z nim, jakby przeczuwając, że tego czasu nie zostało zbyt dużo.
Zespół
Agnieszka: – Przyszłyśmy na przesłuchanie z moją Olą w październiku. Miała 7 lat. Babcia Marysia poradziła, żeby spróbować. Zaśpiewała, wyklaskała rytm i … została przyjęta. Tydzień później wielka uroczystość w parafii transmitowana przez Telewizję Trwam… Ksiądz to pierwszy napotkany przeze mnie pedagog z prawdziwego zdarzenia, który mówił do dzieci RAZ. I tak na przykład grudzień, dzień przed festiwalem, a tu zmiany – „nie kołyszcie się w lewo tylko w prawo, ręce pod boczki, a nie opuszczone w dół, zaśpiewajcie jeszcze jedno «kolęda» w refrenie…”. Kolejnego dnia – występ. Nie ma wyłomu, każde dziecko każdy szczegół perfekcyjnie pamięta – czy ma lat 6 czy 13. I ta dbałość o szczegóły – beżowe rajstopki, wszystkie dziewczynki jednakowy odcień (który facet zna się na rajstopach?! ). Dla mnie to było fenomenalne. Druga córka – Ania rok później również dostała się do zespołu. Dzięki Bogu, że stanął na jej drodze taki niekwestionowany autorytet, który co powiedział, było święte. Czuła przed nim respekt.
odszedł nagle
To była niedziela 26 października. Poszłyśmy z Olą na Mszę św. dla dzieci na 11.00. do dolnego kościoła. Oczywiście córka śpiewnik pod pachą. Po kościele rozsiane główki jej koleżanek i kolegów – również ze śpiewnikami. Przecież po Mszy św. próba „Józefowych Kwiatków”. Ksiądz Grzegorz zza ołtarza: „Módlmy się za ks. Piotra Klimczyka zmarłego dzisiejszej nocy…”. „Nie, to niemożliwe – świdruje mi myśl w głowie – to na pewno jakaś zbieżność nazwisk, to nie może być nasz Ksiądz Piotr. Próby nie było. Śpiewniki się nie przydały. Ola już nie przećwiczyła „Żeń, żeń wołków” z Księdzem Piotrem…
Ksiądz Proboszcz zaprosił dzieci i rodziców do salki. Mówił coś o tym, że nie da zginąć „Józefowym Kwiatkom”, bo to dobre dzieło. Tylko jakie „Józefowe Kwiatki” bez Księdza Piotra? Ale przecież nie damy im zginąć!
Garść wspomnień....
Dorotka, lat 7: – Ksiądz Piotr był dla mnie najlepszym nauczycielem muzyki. Miał na głowie zawsze wiele do zrobienia, ale zawsze znajdował na wszystko czas i nigdy nie spóźniał się na żadne spotkania. Organizował wiele konkursów i wycieczek. Zawsze pomagał innym ludziom. Był ważnym człowiekiem w moim życiu, chociaż znałam go tyko rok.
Karolinka, lat 9: – Ksiądz Piotr gdy uczył nas śpiewu, pokazywał, jak być dobrym człowiekiem i szukać w sobie pokory i sumienności. Dużo wymagał, dzięki czemu mogłam zobaczyć, że stać mnie na więcej, niż myślałam. Lubił żartować, a czasem robił niespodzianki, na przykład kupił wszystkim „Kwiatkom” lody.
Ola, 11 lat: – Kiedy miałam 7 lat, poszłam z mamą na przesłuchanie do zespołu. Bardzo chciałam się dostać. Na początku bardzo się wstydziłam zaśpiewać. Ksiądz zauważył to, jednak nie chciał rezygnować z przesłuchiwania mnie i zapytał, jaką pieśń przygotowałam. Była to pieśń ,,Idzie mój Pan”. Ksiądz ją znał i zaproponował, że zaśpiewa ją ze mną. Zaczęliśmy śpiewać, jednak po chwili Ksiądz przestał, a ja śpiewałam dalej. Poczułam się pewniej, byłam taka szczęśliwa, śpiewając. Nie mogłam się doczekać pierwszej próby. W końcu nadszedł ten dzień. Weszłam do salki i wszyscy przywitali mnie ciepło. Potem były kolejne próby, pierwsza solówka i występy. Do wszystkich rodziców ,,kwiatkowych’’ mówiliśmy „wujek”, „ciocia”. Ksiądz pracował z nami ciężko, jednak nigdy uśmiech nie schodził mu z twarzy. Dał mi pierwszą solówkę, z którą występowałam na wielu festynach. W rodzinie „kwiatkowej” jeździliśmy co roku na rajd na Święty Krzyż. Było to męczące, ale byliśmy z siebie dumni, gdy docieraliśmy na szczyt, a poza tym z Księdzem wszystko było zabawne. Wakacje „kwiatkowe” z Księdzem były zawsze wspaniałe i niepowtarzalne. Podczas każdego wyjazdu odbywał się festiwal, na którym chętne dzieci śpiewały przygotowane przez siebie piosenki. Nigdy nie opuścił żadnego występu, czułam, że zawsze nas wspierał.
Jeden z rodziców opowiada: – Znaliśmy się od 2005 r., przez prawie dziesięć lat, kiedy moje córki były w zespole. Pamiętam początki. Jego skupienie, zamyślenie. Uczyliśmy się na wzajem bycia ze sobą. Ksiądz Piotr poznawał nas, a my jego. Podczas jednego z pierwszych festiwali w Łodzi nie wyszło, były problemy z odsłuchem. Ksiądz Piotr stanął, tupnął nogą, jak ojciec skarcił. Ale to było potrzebne. Wspierał w dzieciach i rodzicach pokonywanie własnych słabości. W Będzinie na eliminacjach wpadliśmy na festiwal z zespołem z marszu. Ksiądz Piotr oczywiście ustawił sam nagłośnienie, po swojemu. Wyjechaliśmy z pierwszym miejscem. Potem posypało się wiele laurów, nagród w całej Polsce, diecezji, na festiwalach i koncertach – niemal zawsze I lub II miejsce. W 2007 r. wyjechaliśmy wspólnie – dzieci i rodzice – z Księdzem Piotrem na wakacje. Wtedy poczuliśmy tego „ducha” zespołu. On pokazał nam, że najważniejsza jest miłość bliźniego. Chyba na fali tych emocji, uczuć, przeżyć powstała autorska płyta „Dziesięć przykazań”.
Ksiądz Piotr uczył nas, że rodzina to jest coś magicznego. Wszystkie dzieci były nam bliskie. Często trzeba było zawiązać kucyki, popilnować, odwieźć do domu, to było normalne. Eliminacje, przesłuchania, koncerty. Tych wydarzeń były dziesiątki każdego roku.
Ksiądz Piotr powtarzał często, że śpiewamy po to, by ucieszyć naszych parafian i dawać radość samego Boga. Święta były dla „Kwiatków” i rodzin bardzo pracowitym okresem i trudnym rodzinnie. Przychodziliśmy ze swoimi dziećmi, od rana do 13.30 byliśmy w kościele. Nikt nie narzekał. Przynosiliśmy ciasto, świąteczne potrawy, spędzaliśmy czas jak najlepsza rodzina.
Ksiądz Piotr potrafił zaskakiwać. Przed Dniem Dziecka pojechał specjalnie do Zakopanego, aby każdemu dziecku przywieźć drewnianego kwiatka. I przywiózł.
Znowu się wzruszam. Był jak góry, które kochał. Z daleka majestatyczny i niedostępny, ale kiedy się go poznało – wzbudzał zachwyt i podziw. Ciągnął do siebie wszystkich, podobnie jak góry. Dla nas był bratem i przyjacielem. On jest z nami cały czas. Jesteśmy blisko, spotykamy się tak jak dawniej. Pod sercem Księdza Piotra rodzina „Józefowych Kwiatków” trwa – mówi.
Źródło:
Niedziela kielecka -Taki sam, chociaż trochę inny – fragmenty wywiadu z ks. Andrzejem Waligórskim, dyrektorem festiwalu w latach 2014-2022
Niedziela kielecka – Był jak góry, które kochał – artykuł poświęcony pamięci Ks. Piotra Klimczyka